wtorek, 13 stycznia 2015

KARIERY TRUDNE POCZĄTKI


 Recenzja filmu "Whiplash" (2014)



Muzyka zawsze pojawia się filmach. Często nie zwracamy uwagi na lecący w tle soundtrack, którego brak odebrałby scenie cały urok. „Whiplash” jest jednak filmem o muzyce. Zapewnia nie tylko świetne zdjęcia, ale także genialną muzykę, wysuniętą na pierwszy plan. By docenić „Whiplash”, nie trzeba wcale być fanem muzyki jazzowej. Nie trzeba nawet szczególnie znać się na muzyce, by zauważyć, że ta z filmu, grana jest na najwyższym światowym poziomie. Głównym wątkiem filmu Damiena Chazelle, jest  pogoń za marzeniami utalentowanego perkusisty Andrew (Miles Teller), który nie wyobraża sobie swojego życia bez pałeczek w dłoniach. Jego determinacja i ambicja przysłaniają wszystko inne. Kiedy trafia pod opiekę Fletchera (J. K. Simmons), nie przebierającego w słowach nauczyciela o kontrowersyjnych metodach nauczania, zdaje sobie sprawę, że do perfekcji nadal mu daleko.

Fletcher, prawdziwy fachowiec w dziedzinie muzyki, którego czułe ucho wyłapie nawet najdrobniejszą nieczystość, bez skrupułów zamienia jednego muzyka na drugiego, który według niego okaże się lepszy. W jego zespole, który grać ma zresztą perfekcyjnie, panuje więc wieczna rywalizacja i niepewność o swoją pozycję w zespole. Niezrównoważone zachowanie Fletchera też nie ułatwia komunikacji. Andrew wobec wymagającego nauczyciela i dwóch perkusistów czyhających na jego miejsce, zdany jest tylko na siebie. Brak sympatii reszty muzyków również nie wpływa pozytywnie na jego pozycję w grupie.

Jako „świeżak”, z początku nie radzi sobie z tytułowym utworem „Whiplash”, który staje się powodem pierwszej raniącej obelgi z ust Fletchera. Pot, krew i łzy wylane przez Andrew w końcu pozwalają mu utrzymać się przy perkusji. Wie jednak, że brak progresu, może szybko pozbawić go stanowiska przy bębnach.

Cały film niesamowicie wciąga. Prawie dwie godziny mijają w zawrotnym tempie. Rywalizacja między Andrew a Fletcherem z każdą sceną przenosi się na coraz wyższy poziom, zresztą tak, jak sama muzyka. Choć nie spodziewałabym się tego po takiej produkcji, momentami film trzymał w napięciu, co jest naprawdę dużym atutem.

Teller, który dotychczas grywał w przeciętnych komediach, takich jak „Ten niezręczny moment” czy „nieletni/pełnoletni”, w końcu zaprezentował się w roli godnej uwagi. Okazało się, że stać go na coś więcej. Główny bohater został jednak całkowicie przyćmiony przez Fletchera, za którego rolę, Simmons został w pełni zasłużenie nagrodzony Złotym Globem.

Seans z „Whiplash”, z pewnością okaże się satysfakcjonujący zarówno dla prawdziwych znawców muzyki, jak i dla zwykłych laików. Sama nigdy nie miałam bliższej styczności z muzyką jazzową. Wielu osobom wydaje się ona nudna i to prawdopodobnie główny powód, dla którego jest to muzyka o wąskim kręgu słuchaczy. Film ten zupełnie zmienił moje nastawienie i opinię o tej muzyce. Kto wie, może niejeden widz po seansie sięgnie po jazzową składankę?

„Whiplash” to film zapięty na ostatni guzik. Rewelacyjne zdjęcia i muzyka, a do tego świetna gra aktorska i wyraziste postacie wysunięte na główny plan. Młody reżyser, Damien Chazelle, pokazał się z jak najlepszej strony i teraz pozostaje tylko czekać na jego kolejne dzieła.

Myślę, że „Whiplash” większości widzów nie zawiedzie. Nie spodziewając się po nim wiele, zostałam bardzo mile zaskoczona. To bez dwóch zdań jeden z lepszych filmów 2014 roku, więc nie zwlekajcie i marsz do kina, bo jest to widowisko nieprzeciętne. 

MOJA OCENA: 8/10

Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz