wtorek, 26 kwietnia 2016

"Gra o tron" - najlepsze momenty pięciu sezonów


Gra o tron

Gra o tron to jeden z najlepszych seriali wszech czasów. Już od pięciu lat angażujemy się w perypetie mieszkańców Westeros. Przez dziesięć tygodni w roku trzymamy kciuki i modlimy się, by nasz ulubiony bohater dożył kolejnego odcinka. Chociaż z reguły opinie na różne tematy są podzielone, w tym przypadku z jednym nie można się nie zgodzić – Gra o tron jest uzależniająca, magnetyzująca i hipnotyzująca i choć czasem szczerze nienawidzimy twórców za to, co nam robią, zawsze z wytęsknieniem czekamy na kolejny epizod. Powieści George’a R. R. Martina pełne są szokujących zwrotów akcji. W oczekiwaniu na szósty sezon (premiera już dziś!), który z pewnością nas nie zawiedzie, powstało zestawienie najlepszych momentów z poprzednich pięciu sezonów. Oczywiście ciekawych i zapierających dech w piersiach scen nie brakowało, skupiłam się więc na wskazaniu jednej sceny z każdego sezonu, która wprawiła mnie w największe osłupienie i zapisała się w mojej pamięci najdłużej. Wszyscy ci, którzy nie są z serialem na bieżąco, raczej nie powinni zaglądać niżej. Ci jednak, którzy z niecierpliwością wyczekują dzisiejszej premiery szóstego sezonu, mogą śmiało przypomnieć sobie, co do tej pory wydarzyło się w Siedmiu Królestwach.
SEZON 1.
Odcinek 9. – Baelor
1
Cóż dzieje się, gdy namiestnik decyduje się podważyć władzę bękarta pochodzącego z kazirodczego związku? Eddard Stark postanowił sprzeciwić się zaistniałej sytuacji. Po śmierci króla Roberta Baratheona na żelaznym tronie zasiadł jego rzekomy syn – Joffrey Baratheon. Królewska Przystań to niebezpieczne miejsce, w którym każdy może okazać się potencjalnym wrogiem. W walce o władzę dopuszczalne są wszystkie chwyty. Kto jednak spodziewał się, że głowę rodu Starków spotka tak okropny los? Jego wrodzona prawość i poczucie godności sprowadziły na niego marny koniec. Ścięcie Eddarda Starka uznać można więc za najbardziej szokujący moment pierwszego sezonu. To wtedy zrozumieliśmy, że nie mamy do czynienia z przeciętną bitwą. W tej rozgrywce wydarzyć może się absolutnie wszystko.

SEZON 2. 
Odcinek 9. – Blackwater
2
Generalnie, sezon drugi wypadł dość blado na tle pierwszego. Druga seria nie przyniosła nam tak wielu emocji jak pierwsza, a także trzy kolejne. Momentem, który jednak najbardziej utkwił mi w pamięci, była bitwa nad Czarnym Nurtem. Pamiętam zapierającą dech w piersiach godzinę przepełnioną niebezpieczeństwami, hektolitrami krwi i brutalnymi walkami. Pamiętam również stres związany z potyczką w Królewskiej Przystani. Tyrion Lannister to jedna z najciekawszych i najbardziej lubianych postaci wykreowanych przez Martina. Kto chciałby się więc z nim rozstawać? Inteligentny karzeł wprowadza do fabuły sporo zamętu. Trzymałam kciuki, by mój ulubiony bohater wyszedł z tej walki bez szwanku. Cóż… może nie przetrwał nietknięty, jego uznawana dotychczas za paskudną twarz stała się jeszcze brzydsza, ale kto martwi się w tej sytuacji wyglądem? Najważniejsze, że przeżył i wciąż ma się w miarę dobrze.

SEZON 3.
Odcinek 9. – The Rains of Castamere
3
Wesele to jeden z najpiękniejszych dni w życiu każdego człowieka. Prawowity spadkobierca Eddarda Starka – Robb – postanowił poślubić ukochaną Talisę. Kto spodziewał się, że nikt nie wyjdzie z tej rzezi cało? Robb, Talisa, a także jego matka Catelyn – wszyscy zostali brutalnie zamordowani. Zasadzka przygotowana przez Freyów i Boltonów dla Starków okazała się śmiertelna w skutkach. Wymowna cisza, w której zostaje pozostawiony widz, również nie pomaga uporać się z towarzyszącym mu szokiem i niedowierzaniem.

SEZON 4.
Odcinek 8. – The Mountain and the Viper
4
Nawet długo wyczekiwana śmierć Joffreya nie była tak szokująca. Oberyn Martell był jedną z postaci, która mogła zmienić opanowaną przez Lannisterów sytuację. Niestety, zbędne gadanie, pewność siebie i lekceważenie wroga okazały się w jego przypadku zwodnicze. To była śmierć brutalna nawet jak na możliwości Martina. Będąc na zwycięskiej pozycji, pozwolił się zaskoczyć. Brat Sandora – Góra – wykorzystał więc zaistniałą sytuację i bez ceregieli zmiażdżył swojego rywala. Tak, zmiażdżył. Dosłownie.

SEZON 5.
Odcinek 10. – Mother’s Mercy
5
Finał piątego sezonu pozostawił fanów w szoku i rozpaczy. Po pięciu latach wszyscy widzowie prawdopodobnie już przyzwyczaili się do czyhających na każdym kroku niebezpieczeństw. Mimo to, po takim zakończeniu trudno było się pozbierać. No bo jak pogodzić się ze zdradą Nocnej Straży i widokiem martwego Jona Snowa otoczonego kałużą własnej krwi? Jeden z ulubieńców żeńskiej części publiczności, podobnie jak jego ojciec, oddał życie w imię honoru i swoich przekonań. Widać w krainie wykreowanej przez George’a R. R. Martina zupełnie nie opłaca się postępowanie według zasad moralnych. Im jesteś gorszy, tym większe masz szanse na przeżycie.
Przed nami kolejna seria Gry o tron. Czy nasi ukochani bohaterowie przetrwają do siódmego sezonu? Tego dowiadywać będziemy się w ciągu kolejnych dziesięciu poniedziałków, zaczynając od dzisiaj.

Miłość w czasach apokalipsy - recenzja filmu "Piąta fala" (2016)




 Recenzja filmu "Piąta fala" (2016)

Co dzieje się, gdy cały świat, który do tej pory znaliśmy, po prostu znika? Zostajemy odcięci od energii, a niebo nad nami przejmują nieprzyjazne istoty? Nie dość, że nie wiadomo, czego spodziewać się po niezapowiedzianych przybyszach, to jeszcze jesteśmy zdani tylko na siebie. Cztery fale zdziesiątkowały Amerykanów. Po czterech niszczycielskich posunięciach obcych, ocalała zaledwie garstka. Nachodzi Piąta fala.

Cassie była zwykłą licealistką. Podobnie jak reszta mieszkańców, została zaskoczona przez niespodziewany atak przybyszów. Książka autorstwa Ricka Yanceya pełna jest grozy i niepewności. Czytelnik obawia się niebezpieczeństw czyhających na niego na kolejnej stronie. Papierowy pierwowzór naprawdę trzyma w napięciu i w wielu scenach zapiera dech w piersiach. J Blakeson starał się wiernie odwzorować wykreowany przez Yanceya świat. Niestety, wiele ważnych elementów zostało przeniesionych na ekran dość nieudanie. Oglądając tę ekranizację, chciałoby się pomyśleć: „ale to już było…”. Nie trzeba się oszukiwać. Piąta fala to typowa powieść młodzieżowa. Pragnąca chronić swoją rodzinę dzielna nastolatka zdana tylko na siebie oraz dwóch, szalenie przystojnych rówieśników. Motyw ten powtarzany jest notorycznie. Jeżeli jednak chodzi o fabułę, zastrzeżenia kierować można jedynie do samego pisarza.
Narracja poprowadzona z punktu widzenia głównej bohaterki została bardzo dobrze odwzorowana. Wszystkie niebezpieczeństwa przeżywamy wraz z Cassie. Widz trzymany jest w niepewności i tajemnicy. Jego uczucia mogą być więc jak najbardziej zbliżone do odczuć samej bohaterki.

Obsadzenie Chloë Grace Moretz w głównej roli było bez wątpienia dobrym posunięciem. Choć fanką dziewiętnastolatki nie jestem, obiektywnie muszę stwierdzić, że w tego typu młodzieżowych rolach się sprawdza. Co prawda, w niemal każdej scenie stosuje podobną mimikę i mnie osobiście zbytnio nie przekonuje, ale generalnie nie wypadła źle. Nie można również zapomnieć o towarzyszących jej kolegach z planu. Nick Robinson w roli Bena oraz Alex Roe jako Alex prezentują się wręcz nienagannie. Na pewno większość żeńskiej części publiczności będzie odgrywanymi przez nich postaciami oczarowana.
Piąta fala oparta jest na typowej konwencji współczesnych powieści młodzieżowych. Wątki apokaliptyczne, odwieczna walka dobra ze złem, potyczka pod tytułem „nastolatkowie kontra dorośli” i wiele innych to elementy, których w dwudziestopierwszowiecznych młodzieżówkach po prostu nie może zabraknąć. Pomijając już jednak wszelkie zaprezentowane w produkcji oczywistości, do jakości samego filmu raczej bym się nie przyczepiła. Efekty specjalne może nie powalają, ale również nie można zaliczyć ich do nieudanych.

Mimo wszelkich potknięć, film Piąta fala oceniłabym raczej pozytywnie. Nie jest to może opowieść, która pozostanie w Waszych głowach na dłużej, jednak czasu spędzonego z Cassie raczej nie uznacie za zmarnowany. Niewątpliwym plusem są sprawnie poprowadzone retrospekcje, które nieco urozmaicają momentami dość monotonną fabułę. Jeżeli jednak wśród kinomanów znajdą się również mole książkowe, spotkanie z Cassie i jej paczką radziłabym jednak rozpocząć od papierowego pierwowzoru. Łatwiej jest potem bowiem wczuć się w położenie głównej bohaterki oraz zrozumieć zachodzące w postaciach i ich otoczeniu zmiany.

 Jeżeli oczekujecie niewymagającego i dość przyjemnego seansu, filmowa adaptacja J Blakesona powinna Was usatysfakcjonować. Jeżeli moja recenzja Was przekonała, śmiało możecie ruszyć do kina już w ten weekend. Bowiem polska premiera już dzisiaj.

MOJA OCENA: 6/10