środa, 6 maja 2015

DAR CZY PRZEKLEŃSTWO?



Recenzja filmu "Papusza" (2013)



"Papusza" to minimalistyczne dzieło oddziałujące na zmysły. Obok świetnych zdjęć pojawia się także klimatyczna muzyka, która świetnie wpasowuje się w historię przedstawionego w filmie taboru.

Joanna i Krzysztof Krauze postanowili stworzyć film o wyjątkowej kobiecie. Bronisława Wajs, bo o niej mowa, była romską poetką, której talent przysporzył niemało problemów. Jako reprezentantka kultury niepiśmiennej, od samego początku spotykała się z szykanami ze strony taboru. Nikt z jej towarzyszy nie był w stanie pojąć, dlaczego tak bardzo zależało jej na zdobyciu wykształcenia. Cyganom nie było ono potrzebne, a co za tym idzie, ich żonom tym bardziej.

Sceny z życia dorosłej Papuszy (Jowita Budnik) przeplatają się z losami jej jako małej dziewczynki. Odbiór filmu byłby znacznie łatwiejszy, gdyby reżyserowie postawili na chronologię i dzieciństwo poetki potraktowali jako wstęp do kolejnych wydarzeń. Konsekwentnie trzymali się jednak swojej koncepcji i do samego końca przeplatali wydarzenia z różnych etapów życia bohaterki.

Tym, co od razu przykuwa uwagę jest fakt, że film utrzymany jest w czarno-białej kolorystyce. Zabieg ten nadaje zaprezentowanym widokom swego rodzaju surowego piękna. Długie kadry przedstawiające polską naturę umożliwiają lepsze zapoznanie się z miejscem akcji i wczuciem w klimat filmu. Obserwując przemierzający kraj tabor, odczuwałam pewien rodzaj niepokoju przeczuwając, że ich spokój to jedynie cisza przed nieuniknioną burzą. Ową burzą okazuje się wkrótce Jerzy Ficowski (Antoni Pawlicki), obiekt zmartwień zahukanej Cyganki. Wydając jej prace, skazał Papuszę na potępienie towarzyszy, którzy nie byli w stanie pogodzić się z ujawnieniem ich największych tajemnic.

Pierwsza część filmu przedstawia ogólny zarys romskiej kultury i trybu życia Romów. Dzięki czarno-białej kolorystyce, reżyserom udało się uniknąć kiczu. Przepych cygańskiej tradycji w postaci wielobarwnych strojów i hucznych biesiad mógłby wypaść tandetnie i nieprzekonująco. Uniknięto dzięki temu przerostu formy nad treścią, co mogłoby oderwać uwagę widzów od poważnej tematyki. Choć zdjęcia są piękne, pełnią jedynie funkcję dodatku do najistotniejszej części, czyli historii Papuszy.

Zawężona kolorystyka symbolizować mogłaby także etapy życia Papuszy. Chociaż jej życie nigdy nie należało do prostych, była jednak akceptowana przez tabor. Żyła wśród "swoich" w zgodzie i pokoju, do czasu, gdy Ficowski podjął niewłaściwą decyzję. Wtedy też nadchodzą złe i mroczne czasy dla Papuszy. Poetka zostaje odrzucona przez rodzinę. Cyganie wstydzą się jej i obwiniają o ujawnienie tajemnic. Nie rozumiejąc, że to nie ona zawiniła, obarczają ją odpowiedzialnością za wszystkie niepowodzenia.

Jowita Budnik w tytułowej roli spisała się świetnie. Jako wystraszona i odrzucona kobieta wzbudziła moje szczere współczucie. Najsłabszym punktem okazał się Antoni Pawlicki. Nie spodziewałam się po nim wiele i też wiele nie otrzymałam. Jako Ficowski niczym mnie nie zaskoczył. Zagrał mężczyznę, który w życiu Papuszy odegrał znaczącą rolę, jednak we mnie nie zbudził żadnych emocji. Dobrze spisał się natomiast Zbigniew Waleryś, który w roli Dionizego Wajsa, despotycznego męża Papuszy, świetnie przedstawił złożoność jego osobowości. Jego bohater nie był przecież jednoznacznie dobry ani zły. Choć tak jak reszta, miał pretensje do żony, w końcu postanowił stanąć po jej stronie,

Nie można odebrać państwu Krauze kilku naprawdę udanych decyzji, które niechybnie podziałały na plus, jednak ogółem, "Papusza" niczym mnie nie zachwyciła. Potwierdza natomiast stereotyp Cygana – złodzieja. Choć pokazuje, że ich zachowanie wynika z  różnicy przekonań między nimi a Polakami, bezsprzecznie jednak opinię tę podtrzymuje. Jest to opowieść o niezwykłej kobiecie i chociaż sam film wielu osobom do gustu nie przypadnie, to chociażby dla ciekawych doznań estetycznych, warto. 

MOJA OCENA: 6/10

Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)

niedziela, 3 maja 2015

CZY TO PRZYJAŹŃ? CZY TO JEST KOCHANIE?



Recenzja filmu "Love, Rosie" (2014)


Największy bestseller Cecelii Ahern doczekał się swojej ekranizacji w 2007 roku. Film "PS Kocham Cię" wraz z niezapomnianymi kreacjami Hilary Swank i Gerarda Butlera skradł serca milionów widzów na całym świecie. 2014 rok przyniósł do kin ekranizację kolejnej, jakże udanej, powieści tej pisarki.

Rosie i Alex są przyjaciółmi od najmłodszych lat. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę i dzielą się wszystkimi sekretami. Wszystko wydaje się być w porządku, kiedy okazuje się, że przyjaźń damsko-męska to zwykła fikcja, która prędzej czy później musiała zostać zdemaskowana. Wyjazd Alexa do Bostonu boleśnie uświadamia bohaterom, co tak naprawdę ich łączy. Niestety, życie zaplanowało już dla nich scenariusz.

Komedie romantyczne można lubić lub nie, jednak umieszczanie wszystkich na jednej półce, mogłoby okazać się bardzo krzywdzące. "Love, Rosie" choć przepełniony jest zabawnymi epizodami i śmiesznymi tekstami, nie jest pozbawiony także wielu momentów wzruszających. Choć większość filmów tego gatunku ogląda się raczej bez żadnych emocji i uczuć, to jednak obok "Love, Rosie" nie można przejść obojętnie. Genialne kreacje Lily Collins i Sama Claflina jedynie dodają tej produkcji niepowtarzalnego uroku. Para na ekranie wypada wprost nieziemsko. Można śmiało zaliczyć ich do jednych z najlepiej dobranych ekranowych duetów ostatnich lat. Collins znana głównie z "Porwania" czy "Darów Anioła: Miasta kości" nigdy nie zachwycała swoją grą aktorską. Tutaj jednak wypadła niebywale przekonująco. Bardzo miło mnie zaskoczyła, zważywszy na fakt, że wcześniej prezentowała się raczej przeciętnie. Zupełnie inne nadzieje żywiłam wobec Claflina, którego występ w "Klubie dla wybrańców" wprost mnie zachwycił. Pomimo wygórowanych oczekiwań, również jego grze nie jestem w stanie niczego zarzucić.

Fabuła powieści dzieje się na przestrzeni 45 lat, jednak w filmie czas ten został skrócony do 12. Niestety, w wyniku tej decyzji cała opowieść pozbawiona została unikalnego charakteru, który dostrzegalny jest w książkowym pierwowzorze. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Obyło się bez spotkania z charakteryzatorem, który zmuszony byłyby postarzyć dwójkę młodych i pięknych aktorów.

Nie można zapominać o odtwórcach ról drugoplanowych. Jaime Winstone jako nieprzewidywalna Ruby wypadła lepiej, niż mogłabym się spodziewać. Jako dobra przyjaciółka Rosie, wspierała ją nawet w najtrudniejszych chwilach. Suki Waterhouse w roli Bethany wypadła nieprawdopodobnie irytująco. Udało jej się perfekcyjnie oddać charakter tej, jakże nieprzyjemnej, postaci. Nie można zapominać również o Christianie Cooke, który w roli gamoniowatego i podstępnego Grega, również wprowadził niemało zamętu w życiu obojga głównych bohaterów.

Twórcom należą się ogromne brawa. Zekranizowanie książki, która składa się z różnego rodzaju maili, smsów czy listów to nie lada wyczyn. Postanowiono jednak nie iść tym tropem i postawiono na tradycyjną formę, co bez dwóch zdań było dobrą decyzją i znacznie ułatwiło odbiór całej opowieści.

"Love, Rosie" to jedna z najoryginalniejszych i najciekawszych komedii romantycznych ostatnich lat. Film ten nie podąża utartymi schematami, lecz zaskakuje tworząc nowe. Oglądając dzieło Christiana Dittera nie wiemy, czego możemy się spodziewać. W komediach romantycznych jakiegokolwiek elementu zaskoczenia można by szukać ze świecą. "Love, Rosie" przepełniony jest jednak zwrotami akcji i intrygami, które choć mogą niepokoić, znacząco uatrakcyjniają całą fabułę.

Nasz wieszcz narodowy, Adam Mickiewicz pisał kiedyś: "Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?". Bohaterowie najwyraźniej zadali sobie to pytanie zbyt późno. Kiedy zdali sobie sprawę ze swoich uczuć, okazało się, że teraz już nic nie można zrobić. Próbowali odnaleźć szczęście gdzie indziej, wiedząc jednocześnie, że spełnienie w życiu da im tylko jedna osoba. Historia Rosie i Alexa, choć fikcyjna, powinna uświadomić każdemu z nas, że skrywanie swoich uczuć i liczenie na to, że kiedyś osłabną, jest największym z możliwych błędów. 

"Love, Rosie" to film dla każdego, bowiem każdy z nas może utożsamić się z którymś z bohaterów. Żadna z przedstawionych postaci nie jest wyidealizowana. Są to zwyczajni, nie pozbawieni wad ludzie, którzy próbują odnaleźć w życiu szczęście. Wplątują się w zawiłości losu i szukają miłości daleko, nie zdając sobie sprawy, że mają ją na wyciągnięcie ręki. Dlatego też lepiej nie tracić przytomności w osiemnaste urodziny. Gdyby nie nadmiar alkoholu, życie bohaterów potoczyłoby się zupełnie inaczej.

MOJA OCENA: 8/10

Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)