poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wszystko o miłości






Recenzja książki "Love, Rosie" Cecelii Ahern



Cecelia Ahern już w "PS Kocham Cię" udowodniła czytelnikom na całym świecie, że tworzenie słodko – gorzkich historii to jej specjalność.  "Love, Rosie" to jej kolejna oryginalna powieść, która podobnie jak jej poprzedni bestseller, doczekała się ekranizacji w doborowej obsadzie.
Na początku byłam nieco zaskoczona. Okazało się bowiem, że cała książka składa się jedynie z wszelkiego rodzaju listów, maili i czatów. Sądziłam, że będzie mi to znacznie utrudniało odbiór całości, jednak, jak się wkrótce przekonałam, byłam w ogromnym błędzie. Chociaż kompozycja wydawać mogłaby się nieco ryzykowna, w "Love, Rosie" sprawdza się znakomicie. Dowiadujemy się wszystkiego bezpośrednio od samych bohaterów. Zaskakujące jest, jak dużo ważnych informacji przekazywanych jest drogą elektroniczną. Od całkowitych błahostek, po poważne życiowe problemy. Współcześni ludzie piszą absolutnie o wszystkim.
Moim głównym zastrzeżeniem jest obecność licznych błędów ortograficznych. Odczytanie wiadomości pisanych przez sześcioletnich Rosie i Alexa momentami było prawie niewykonalne. Niejeden szanujący się czytelnik na widok przewijającego się przez całość słowa „wjem” dostałby szewskiej pasji. Myślę, że ten szczegół autorka mogła bez wyrzutów sumienia pominąć. Sięgając po solidnie wydaną i atrakcyjną powieść, spodziewam się pełnej poprawności językowej. Tutaj Ahern zaliczyła u mnie na wstępie ogromnego minusa, którego jednak prawie puściłam w niepamięć, zatapiając się w dalsze losy głównych bohaterów.
Choć "PS Kocham Cię" podobało mi się bardziej, to jednak godziny spędzone na czytaniu "Love, Rose" także uznaję za bardzo udane. W trakcie lektury nie mogłam się jednak pozbyć uczucia, że podobną koncepcję zastosował już wcześniej David Nicholls. Jego "Jeden dzień" jest jedną z moich ulubionych książek, więc podświadomie wciąż porównywałam obie pozycje. Zestawiając jednak obie książki traktujące o wieloletniej przyjaźni damsko – męskiej, Nicholls bezsprzecznie wygrywa z Ahern.
Pomimo paru wad, "Love, Rosie" to naprawdę ciekawa i oryginalna pozycja. Nie jest jedną z bezwartościowych powieści, jakich pełno na półkach polskich księgarni. Pokazuje ona bowiem, że szczęście jest bliżej niż nam się wydaje. Wystarczy tylko po nie sięgnąć.

MOJA OCENA: 8/10

Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Lubimy Czytać)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz