czwartek, 12 maja 2016

Jedna osoba - wiele wcieleń - recenzja książki "Każdego dnia"




Recenzja książki "Każdego dnia"

Obecnie trudno jest znaleźć w literaturze młodzieżowej pozycje, które znacząco wyróżniałyby się w swojej kategorii. Dzieło Davida Levithana pod względem oryginalności zbytnio nie odbiega od reszty. Fabuła jest schematyczna i raczej przewidywalna. Nie identyczna, lecz dość podobna koncepcja została wcześniej przedstawiona przez Ann Brashares w „Nigdy i na zawsze”. Pomysł pisarki przypadł mi jednak do gustu bardziej.

A poznajemy jako doświadczoną osobę. Choć ma dopiero szesnaście lat, przeszedł w życiu więcej, niż komukolwiek z nas mogłoby się wydawać. Od urodzenia, co dobę, zmienia ciało, otoczenie i rodzinę, w której się znajduje. Na jeden dzień przejmuje tożsamość istniejącej osoby. Nikt nie ma pojęcia, że coś się zmieniło. Zazwyczaj nawet same ofiary kradzieży. A przyzwyczaił się do faktu, że nie ma przyjaciół i stabilnego życia. Jest inny. Nie przywiązuje się do nikogo. Po prostu wie, że po upływie doby już go w tym miejscu nie będzie. Wszystko zmienia się pewnego dnia. W dniu, w którym przejmuje ciało Justina, całe życie A obraca się o 180 stopni. To właśnie wtedy chłopak poznaje Rhiannon, o której nie może zapomnieć. Robi wszystko, by znów ją ujrzeć. Po raz pierwszy zaczyna pragnąć stabilnego i tradycyjnego życia, które nigdy nie było mu dane.

Levithan opowiada historię z punktu widzenia A. Czytelnik dokładnie zna więc uczucia i myśli głównego bohatera. Dzieli z nim wątpliwości, smutki i radości. Towarzyszy mu w każdej chwili. Budzi się z nim każdego poranka w innym ciele i tak jak on, przystosowuje się do zastanej rzeczywistości. A jest jak kameleon. Jego zadaniem jest przeżycie doby tak, by nikt niczego nie podejrzewał. Nie wie, dlaczego akurat jego spotkał taki los. Nie ma pojęcia, gdzie był jego początek, które ciało było jego pierwszym. Nie posiada tego, co ma każda inna osoba na Ziemi. Nie zna samego siebie. Nie ma tożsamości. Jest anonimowy. Dla wszechświata nawet nie istnieje.

Okazuje się, że w końcu każdy, nawet najbardziej zahartowany osobnik, dociera w swoim życiu do momentu, w którym potrzebuje bliskości drugiego człowieka i własnego miejsca, do którego może zawsze powrócić. A nie dane było zdobyć nawet tego. Coś, co dla każdego człowieka jest oczywiste, dla głównego bohatera jest czymś nieosiągalnym. Choć jego życie jest ciekawe, jest jednocześnie niekompletne i bezsensowne. A nie dąży do niczego. Jak żyć, nie wiedząc, dokąd się właściwie zmierza? Jak funkcjonować ze świadomością, że nasza egzystencja zmierza donikąd?

Choć powieść Levithana z pozoru wydaje się zwykłą opowiastką dla nastolatków, okazuje się bardziej wartościowa, niż mogłoby się wydawać. Czytelnik zaczyna dostrzegać rzeczy prozaiczne, które w jego codzienności są już niemal niedostrzegalne. Ponadto, „Każdego dnia” pokazuje prawdziwy sens i niepowtarzalność każdego życia. Nietrudno zauważyć, że codzienność każdego człowieka na świecie różni się od siebie. Wszyscy ludzie różnią się od siebie, wszyscy pragną czegoś innego. Mimo tego, coś nas wszystkich łączy. Chcemy być kochani. Pragniemy towarzystwa ludzi, na których nam zależy. Możemy tego nie przyznawać nawet przed samymi sobą, jednak taka jest prawda. Już tak jesteśmy skonstruowani.

Powieść Davida Levithana nie zachwyciła mnie. Mimo wszystko historia opowiedziana przez A okazała się dla mnie naprawdę ciekawa. Pozostaje tylko sprawdzić, jak prezentuje się ta opowieść z perspektywy Rhiannon. Tego dowiedzieć można się już w drugiej części.

MOJA OCENA: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz