niedziela, 28 grudnia 2014

UDANY PREZENT?



 Recenzja filmu "Gra" (1997)


Pewnie każdy z Was zastanawiał się kiedyś, co dostanie na swoje kolejne urodziny. Zawsze próbujemy dyskretnie podsunąć komuś pomysł tak, by niespodzianka nie okazała się kompletną klapą. Czy zdarzyło się Wam jednak dostać prezent, którego zastosowania w żaden sposób nie byliście zdolni odgadnąć?
Nicholas Van Orton (Michael Douglas) ma wszystko. Czego mógłby pragnąć milioner, którego stać na wszelkiego rodzaju zachcianki? Jego brat, Conrad (Sean Penn), jest tego w pełni świadomy, więc ofiarowuje jubilatowi prezent, którego istnienia ten nigdy nawet nie podejrzewał.
Okazuje się, że człowieka tak światowego jak Nicholas, da się jeszcze czymś zaskoczyć. Tytułowa „Gra” okazuje się niesłychaną niespodzianką i zapowiedzią  wydarzeń, których nie przewidziałby nawet najbardziej zaprawiony w boju widz.
Świat wykreowany w sposób charakterystyczny dla Davida Finchera może intrygować, a nawet dezorientować. W sytuacji, kiedy sam bohater nie jest w stanie odróżnić rzeczywistości od fikcji, widz razem z nim gubi się zagmatwanych wątkach jednoznacznie wskazujących na zdarzenia, które nie miały miejsca. Zaczynamy się zastanawiać, czy coś nam przypadkiem nie umknęło, a może reżyser zwyczajnie wszystkiego nam nie pokazał? Każdy zaczyna w końcu zastanawiać się nad sensem „Gry” i jej możliwym finałem, który zapewne okazuje się zupełnie inny, niż większość z nas przypuszcza. Śledzimy fabułę nie będąc w stanie przyjąć jednoznacznej postawy wobec zaistniałych wydarzeń. Identyfikujemy się z bohaterem, ale w pewnym momencie zastanawiamy się, czy jest on postacią godną zaufania? Fincher lubi wprowadzać widza w błąd, co czyni także w „Grze”.
Jest to obraz nurtujący, z którego da się wyciągnąć pewien morał. Nie można jednak zapomnieć o licznych niedopracowaniach i psujących widowisko niedorzecznościach rodem z filmów science fiction.
Nie odbierajmy jednak filmowi jego oryginalności i pomysłowości w wielu rozwiązaniach. Zakończenie, choć może wielu rozczarować, jest odpowiedzią na wszystkie budzące się w widzu wątpliwości. Moment nieuwagi lub drobne przeoczenie może pozbawić film większego sensu, którego nawet i bez tego, w pewnych wątkach mu brakuje.
Podsumowując, nie uważam dwóch godzin spędzonych z Nicholasem Van Ortonem za czas zmarnowany, jednak po dość wysokiej ocenie i pozytywnych opiniach, spodziewałam się czegoś spektakularnego, czegoś co zapadnie w mojej pamięci na dłużej. Choć nie żałuję, że obejrzałam, na pewno nie będę polecać tego filmu z większym przekonaniem. Dla fanów twórczości Finchera i pozycji trzymających w napięciu, powinien być to seans satysfakcjonujący.

MOJA OCENA: 6/10

Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz