wtorek, 12 lipca 2016

Magii czas - recenzja książki "Krąg"




Swego czasu, będąc w wieku typowo młodzieńczym, książki należące do kategorii młodzieżowych wręcz pochłaniałam. Jako zaprawiony w boju mól książkowy jestem przygotowana na niemal każdą papierową ewentualność. Tym razem padło na "Krąg" autorstwa skandynawskiego duetu – Matsa Strandberga i Sary B. Elfegren. W tym przypadku powiedzenie "co dwie głowy to nie jedna", nie znajduje swojego odzwierciedlenia. Powiedziałabym raczej: "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść".

Miało być ciekawie i mrocznie. Na początku zresztą tak było. Wciągnięto nas w opowieść o grupie nastolatków. Nietrudno domyślić się więc, że niedługo ich zupełnie zwyczajne życia zostaną odmienione. Kto chciałby bowiem brnąć przez niemal 600 – stronicową opowieść o zwyczajnych dzieciakach? Autorzy przygotowują więc dla nas nieoczekiwaną śmierć, nadprzyrodzone zdolności i całą masę pytań bez odpowiedzi. Z tym jednak, że oboje chyba starali się za bardzo. Nie dość, że cała opowieść była oklepana i przewidywalna, to na dodatek nie mogłam znieść tego wszechobecnego nadęcia. No bo kto wpada na to, by jedną z głównych bohaterek ochrzcić imieniem Anna – Karin? Nie dość, że jest tam siedmiu Wybrańców i cała gama postaci drugoplanowych z mnóstwem istotnych imion, to na dodatek ambicje duetu zmusiły ich do jeszcze większego komplikowania sprawy.

Pomijając nieistotne drobiazgi, "Krąg" jest zwyczajnie nudny. Na okładce widnieje słowo "powalająca". Kto przekupił autora tej wypowiedzi? Nie było w tej książce niczego zaskakującego. Nie dziw więc, że męczyłam się z tą pozycją przez calutki miesiąc. Zwyczajnie nie interesowały mnie dalsze losy tych nudnych i wyzutych z uczuć postaci. Wszyscy wydają się papierowi i bez wyrazu. Nawet zgony wydają się w tej książce wymuszone! I pomyśleć, że autorzy pokusili się o stworzenie kolejnych części tej opowieści! Aż boję się pomyśleć, co zgotowali czytelnikom w kolejnych tomach!

Jeżeli chodzi o literaturę skandynawską, raczej obstawałabym przy kryminałach. Krąg nie spełni oczekiwań bardziej wymagających czytelników. To zwyczajna sieczka, która nada się jedynie do zabicia czasu. Po lekturze towarzyszyło mi uczucie ulgi. Nie chciałabym przechodzić przez to jeszcze raz. Oczywiście, czytałam już gorsze powieści. Po czymś tak powszechnie chwalonym miałam jednak prawo spodziewać się więcej. Nie towarzyszy mi nic innego jak tylko gorycz i wielkie rozczarowanie. Przykre jest również to, że współcześnie wystarczy napisać coś tak małego, by uzyskać wielki odzew. W natłoku zwyczajnych czytadeł łatwo zgubić coś, co ma nieco głębszy przekaz. Miejmy więc nadzieję, że czasy świetności powieści młodzieżowych wkrótce przeminą, a jeżeli nie, to chociaż pojawi się ktoś, kto rynek przeznaczony dla nastolatków zrewolucjonizuje. Kto wie? Może w końcu pojawi się ktoś, kto w książkach młodzieżowych przemyci uniwersalne wartości? Być może w przyszłości powieści z gatunku młodzieżowych, nie będą przywodzić na twarzach szanujących się czytelników jedynie ironicznego uśmieszku?

Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz