Recenzja filmu "Bez litości" (2014)
Czy zdarzyło się Wam kiedyś być świadkami krzywdy drugiego
człowieka? Jeśli tak, pewnie większość z Was nie zareagowała. Jesteśmy
zaprogramowani tak, by nie wtrącać się w nie swoje sprawy, bo mamy przecież
wystarczająco dużo własnych problemów. „Bez litości” opowiada jednak o kimś,
kto nie stał bezczynnie i zaczął działać.
Robert McCall (Denzel Washington) to podstarzały pracownik
sklepu budowlanego. Jego życie jest monotonne, a każdy dzień wygląda tak samo.
Czas spędza na pogawędkach ze współpracownikami oraz czytaniu stu najlepszych
książek, z którymi nie dane było zapoznać się jego żonie. Przeszłość Roberta
owiana jest tajemnicą, jednak nie trzeba być geniuszem żeby domyślić się, że
jego życie nie zawsze tak wyglądało.
Wszystko zmienia się, kiedy w barze, w którym systematycznie
spędza późne wieczory, spotyka Teri (Chloë Grace Moretz), młodocianą prostytutkę. Kilka wspólnych pogawędek
wystarcza, by główny bohater poczuł do dziewczyny sympatię. Będąc świadkiem
krzywdy nastolatki, postanawia za wszelką cenę odmienić jej los. W pojedynkę
rozpoczyna więc walkę z rosyjską mafią.
Fabuła filmu nie należy do wyszukanych. Choć same poczynania
bohatera są przemyślane i profesjonalne, nie możemy pozbyć się wrażenia, że to
wszystko już gdzieś widzieliśmy. Niewiarygodną rzeczą jest też fakt, że
60-letni już Washington, po kolei eliminuje kolejnych znacznie młodszych od
siebie wrogów. Każda kolejna potyczka przenosi amerykańsko – europejską
rywalizację na coraz wyższy poziom.
Trudnym przeciwnikiem okazuje się Teddy (Marton Csokas),
prawdziwa szycha w mafijnym światku, która nie cofnie się przed niczym, by
osiągnąć zamierzony cel. Gdy wkracza do gry, od razu wysyła McCall’owi wyraźny
sygnał, który jednak nie nakłania emerytowanego agenta do wycofania się z gry.
Chociaż początek zapowiadać mógłby powiew świeżości w
amerykańskim kinie akcji, z czasem zaczynamy zdawać sobie sprawę, że
oczekiwanie na spektakularny zwrot zdarzeń może okazać się bezsensowne. Im bliżej
końca, tym większe staje się rozczarowanie widza. Antoine Fuqua nie pokazał nam
niczego nowego, powielił jedynie utarte w kinie schematy. Wielu widzów
strzelaniny i krwawe bijatyki usatysfakcjonują, jednak ci bardziej wymagający,
będą czuć irytujący wręcz niedosyt.
W filmie najlepiej prezentuje się Marton Csokas jako wyzbyty
ludzkich odruchów rosyjski mafioso. Washington wcześniej prezentował się
lepiej, ale też w tak przeciętnej produkcji nie miał czym się wykazać. Chloë Grace
Moretz natomiast była plastikowa i bez wyrazu. Pozostaje więc cieszyć się, że
jej postać w filmie pokazywała się tak rzadko.
Jeżeli widz poszukuje nieskomplikowanego i niewymagającego
seansu, „Bez litości” powinno go zadowolić. Wielkim odkryciem nie jest jednak
fakt, że produkcja ta, przyciągająca znanymi nazwiskami i chwytliwym sloganem,
wyraźnie nastawiona jest na zarobek.
MOJA OCENA: 5/10
Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz