Recenzja filmu "Klub dla wybrańców" (2014)
"Bogaci, zepsuci, amoralni, bezwzględni." Takie hasła znaleźć
można na polskim plakacie filmu Lone Scherfig. Twórcy nie mogli chyba lepiej
ująć istoty "Klubu dla wybrańców". Jest to produkcja uosabiająca wszystko, co
najgorsze. Jeżeli więc spodziewacie się miłego i przyjemnego seansu, film ten z
pewnością nie jest dla Was.
Wszystko zaczyna się niewinnie. Początek studiów na
prestiżowym Oxfordzie dla zamożnego Allistera (Sam Claflin) i Milesa (Max
Irons) oznacza wprowadzenie do zupełnie nowej rzeczywistości. Nie znając nikogo
na uniwersytecie, obaj zdani są jedynie na siebie. Kiedy wydaje się, że
wszystko zaczyna się układać, poznają niewłaściwych ludzi. Harry (Douglas
Booth) i James (Freddie Fox) są bowiem członkami siejącego postrach i
zniszczenie elitarnego klubu Riota. Jako, że akurat zwalniają się dwa miejsca,
nowicjusze stają przed niepowtarzalną okazją. Nie mając więc nic do stracenia,
przystępują do dzieła.
"Klub dla wybrańców" w kategoryczny sposób pokazuje wszystkie
najgorsze cechy, jakimi człowiek może być obdarzony. Uważając się za lepszych,
klubowicze pozwalają sobie na czyny uważane powszechnie za niedopuszczalne.
Rujnują, burzą i krzywdzą bez najmniejszych nawet konsekwencji. Wiedzą, że
pieniądze i wpływy i tak wyciągną ich ze wszystkich opresji. Obserwując wyczyny
bohaterów brzydzimy się ich karygodną postawą, jednak nie możemy zaprzeczyć, że
w pewnym sensie im zazdrościmy. Szastają pieniędzmi na prawo i lewo, wożą się
najnowszymi autami, nie liczą się z nikim, a na dodatek studiują na jednej z
najlepszych europejskich uczelni. Mają wszystko, czego tylko zapragną, a osiągają
to nawet bez kiwnięcia palcem. Pomimo tak wielu różnic między nimi a resztą
społeczeństwa, musimy przyznać, że mimo wszystko ich i zwykłych zjadaczy chleba
coś łączy. Oni to cichy głosik goszczący w każdym z nas. Czy nie wszyscy mieli
kiedyś ochotę coś zniszczyć czy powiedzieć coś bez najmniejszych nawet
konsekwencji? Oczywiście, że tak.
Fabuła filmu z początku wydawać może się zupełnie oderwana od rzeczywistości, jednak
po chwili zastanowienia nie trudno przenieść postępków bohaterów do prawdziwego
świata. W tymi filmie sformułowanie "kto ma pieniądze, ten ma władzę", nabiera
zupełnie nowego znaczenia. Bardzo wyraźnie widać bowiem różnice pomiędzy
rozpuszczoną burżuazją, a resztą społeczeństwa. Kiedy wydaje nam się, że gorzej
już nie będzie, okazuje się, że bohaterowie są w stanie wpaść na jeszcze gorszy
pomysł. Twórcy małymi kroczkami prowadzą nas drogą kompletnej rozpusty i
destrukcji do momentu kulminacyjnego, który całkowicie uzasadnia odczuwaną
wobec bohaterów nienawiść.
Choć Scherfig w świetny sposób przeniosła na ekran dramat
Laury Wade, to jednak nie można pominąć świetnych kreacji aktorskich.
Poczynając na uroczym Douglasie Boothu czy charyzmatycznym Maxie Ironsie, a na
bezwzględnym i nieprzewidywalnym Samie Claflinie kończąc, wszyscy spisali się
świetnie. Każda z postaci prezentuje inny rodzaj zepsucia i pozbawiona jest
innych wartości.
MOJA OCENA: 7/10
Paulina Leszczyńska
Miss_Joker (Filmweb)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz